KARNAWAŁ CZAS ZACZĄĆ
ponad 14 lat temu
Tańcowała igła z nitką...
Obie ładnie, żadna brzydko!
Miały uszyć
Fartuch,
Ale –
Wolały bal w karnawale...
Ryszard Przymus „Tańcowała igła z nitką...”
Czas liczony od Nowego Roku lub Trzech Króli (6 stycznia) do wtorku zwanego kusym, poprzedzającym Środę Popielcową, to okres hucznych zabaw tanecznych, maskarad i ogólnej wesołości, czyli karnawał.
Nazwa pochodzi od włoskiego słowa carnavale. Jego człony: caro – mięso i vale – żegnaj, oznaczają razem, w wolnym przekładzie, pożegnanie mięsa, a wraz z nim wszelkiego rodzaju uczt i zabaw oraz nieuchronne zbliżanie się Wielkiego Postu. Stąd też staropolskie mięsopusty, tak nazywano ostatni tydzień karnawału, trwający od tłustego czwartku do kusego wtorku.
Zapusty
Polski karnawał nazywano zapustami. Był to jedyny w roku czas „tańców, hulanek i swawoli”. W rozrywkach zapustnych znaczącą rolę odgrywały kobiety. Panny na wydaniu wkraczały wtedy „na salony”, aby znaleźć mężów. Wyprawiano najwięcej wesel. Po rocznym "chodzeniu ze sobą" młodzi trafiali na ślubny kobierzec. Był też bezwzględny termin poważnych zalotów, przypadający najdalej do Matki Boskiej Gromnicznej (2 luty). W tym czasie młodzi ludzie dawali sobie "słowo", a ci, co byli już "po słowie", spieszyli do ołtarza.
Na wsi panowały „szalone dni”, zbierano się na wspólne skubanie pierza, które kończyło się muzyką i sutym poczęstunkiem.
Pędzą, pędzą sanie
We dworach szykowano zapasy jadła i picia, bo w każdej chwili można było spodziewać się najazdu gości. A okazją do niezapowiedzianych odwiedzin były kuligi. Rozbawione towarzystwo, z muzyką, często w przebraniach, najeżdżało okoliczne domy, by wśród zabawy ogołocić spiżarnię sąsiadów, rozgrzać się i wytańczyć. Ciąg sań oświetlonych pochodniami i prowadzonych przez wodzireja jeździł od dworu do dworu.
Pędzi kulig.
Dzwonią dzwonki.
Wiatr wstrzymuje dech.
Bucha para z końskich pysków.
Płozy ryją śnieg.
Pędzi kulig.
Dzwonki dzwonią.
Rozwiały się grzywy koniom.
W białe zaspy,
W śnieżne góry
Kulig pędzi!
Kulig! Kulig!
Ewa Skarżyńska „Kulig”
Faworki, pączki i... boczek
„Powiedział nam Bartek, że dziś tłusty czwartek,
A Bartkowa uwierzyła i nam pączków usmażyła.”
W tłusty czwartek na naszych stołach obecnie królują pączki i chrusty zwane faworkami. Ale dawniej zajadano inne specjały – tłustą kaszę ze skwarkami, kapustę z mięsem i słoniną, boczek i kiełbasę, a na deser podawano słodkie racuchy i bliny. Ludzie chcieli się „na zapas” najeść różnych frykasów przed nadchodzącym czterdziestodniowym postem...
Góra pączków, za tą górą
Tłuste placki z konfiturą,
Za plackami misa chrustu,
Bo to dzisiaj są zapusty.
Przez dzień cały się zajada,
A wieczorem maskarada:
Janek włożył ojca spodnie,
Choć mu bardzo niewygodnie,
Zosia – suknię babci Marty
I kapelusz jej podarty,
Franek sadzy wziął z komina,
Bo udawać chce Murzyna.
W tłusty czwartek się swawoli,
Później czasem brzuszek boli.
Władysław Broniewski „Tłusty czwartek”
Przebierańcy z bocianem
Po wsiach i miasteczkach w ostatnie dni karnawału chodziły korowody różnych przebierańców. Przebieranie się i wkładanie masek, czy choćby tylko czernienie sobie twarzy sadzą, było regułą. Na wsi, która najdłużej zachowywała dawne swe zwyczaje, biegały po drogach i przychodziły do domów przebrane postacie, a wśród nich postacie zwierzęce, znane z wcześniejszych obchodów kolędniczych: koza, turoń, niedźwiedź i konik, a także bocian i żuraw (zwiastuny wiosny). Wierzono powszechnie, że wraz z nimi przychodzi do domów dostatek i urodzaj. Wszyscy przebierańcy natarczywie domagali się datków.
Od wsi do wsi ze śpiewami,
Muzyką i tańcem –
Chodzą, ludzi odwiedzają
Dzisiaj przebierańce.
Jest tam Turoń, Herod, Niedźwiedź,
Diabeł i Śmierć z kosą...
Wszyscy roześmianą radość
Razem z Gwiazdą niosą.
W mieście też występują,
Czasem na ulicach...
Idą, idą przebierańce,
A z nimi – tradycja.
Ryszard Przymus „Przebierańce”
Specyficznym przebierańcem był Zapust – przebrany w kożuch wywrócony wełną na wierzch, przepasany sznurem, a na głowie noszący wysoką czapkę ozdobioną gałązkami choinkowymi i kolorowymi wstążkami. Zapowiadał on rychły koniec karnawału.
Maskarady
Gdy po wsiach biegali usmarowani sadzą przebierańcy, na bogatych dworach urządzano reduty, czyli eleganckie bale kostiumowe. Natomiast na ulice miast wychodziły kolorowe korowody taneczne. Miastem, w którym ta tradycja trwa nadal, jest Wenecja. Co roku na Placu Świętego Marka tysiące osób przebranych w stroje karnawałowe żegna zimę. Są to zazwyczaj stroje z XVII i XVIII wieku, a nieodzowną ich częścią jest maska.
Najbardziej chyba znanym karnawałem jest brazylijski karnawał w Rio de Janeiro. Zaczyna się przekazaniem uczestnikom parady kluczy do miasta i pokazem sztucznych ogni, po czym przez pięć dni i nocy trwa rywalizacja w tańczeniu samby. Specjalnie na tą okazję uczestnicy parady (i nie tylko) przygotowują pełne przepychu stroje karnawałowe.
To jest taniec!
Taniec dziki!
Tańczy grzywka!
I kucyki!
Tańczą ręce!
Tańczy głowa!
I sukienka kolorowa.
Koraliki! I buciki!
Tańczą taniec!
Taniec dziki!
W oczach taniec mam
I w uszach,
I na czubku kapelusza.
I w kieszeni –
Tej dziurawej.
W nodze lewej!
W nodze prawej!
W palcu małym!
W palcu dużym!
W koronkowej
Złotej róży!
I gdzie jeszcze?
Zapomniałam.
Bo się strasznie
Zasapałam!
Dorota Gellner „Dziki taniec”
Babski comber
Legenda głosi, że ostatni czwartek karnawału wziął swą nazwę od nazwiska żyjącego w XVII w. krakowskiego wójta Combra, złego i surowego dla kobiet rozstawiających swe kramy i handlujących na rynku. W rocznicę śmierci wójta krakowskie przekupki urządzały wielką zabawę. Z czasem stała się ona dorocznym zwyczajem krakowskim. Wybierały spośród siebie marszałkową i - za krzywdy, jakich niegdyś doznawały od wójta Combra - brały odwet na wszystkich przechodzących przez rynek mężczyznach, a zwłaszcza tych nieżonatych. Ściągały z nich futra, zabierały kapelusze, stroiły - na pośmiewisko - w słomiane wieńce, a nawet zmuszały do tańca i podskoków. Wprzęgały ich do drewnianego kloca i kazały go ciągnąć za to, że pozostali kawalerami. Trwało to tak długo, aż wykupili się brzęczącą monetą. Musieli też obiecać, że wkrótce się ożenią.
Do dziś babskie zapusty przetrwały w Niemczech, gdzie tego dnia panie grasują z nożycami po mieście i... obcinają panom krawaty.
Ostatki i podkoziołek
Duży i mały,
Chudy i tłusty,
Z balu wracały
Bracia Zapusty.
Jeszcze im w głowach
Płynie spod smyka
Karnawałowa
Skoczna muzyka.
Bolą ich nogi,
Bo buty pieką.
A tu szmat drogi,
Do wsi daleko.
Nie pójdą więcej
Na żadne bale.
Chyba, że w drugim
Znów karnawale.
Franciszek Kobryńczuk „Zapusty”
Kusakami albo kusymi dniami zwano niegdyś ostatki – trzy ostatnie dni karnawału. Tłoczno było wtedy w karczmach, tańczono i ucztowano do białego rana. Bawiły się tu zamężne kobiety, wprowadzające do swego grona zaślubione w karnawale dziewczęta. Zbierali się również kawalerowie i panny na podkoziołek. W ostatni wtorek przed Popielcem panny opłacały muzykę i tańczyły ze sobą, podczas każdego tańca rzucając pieniądze na talerz ustawiony w pobliżu orkiestry, na beczce z piwem, pod umieszczoną na niej figurką drewnianą, wyobrażającą chłopca lub kozła - czyli pod koziołka. Mówiono, że dają w ten sposób okup, aby zapewnić sobie rychłe zamążpójście.
Dziewczęta śpiewały przy tym:
Oj, trzeba dać podkoziołek, trzeba dać,
Dobrze było cały roczek wywijać!
Oj, trzeba dać koziołkowi, trzeba dać,
Jeśli która z nas ma jeszcze się wydać!
Dobrze było cały roczek wywijać!
Oj, trzeba dać koziołkowi, trzeba dać,
Jeśli która z nas ma jeszcze się wydać!
Śledzik
Wierzono, że w ostatni wtorek karnawału tańczy z innymi także sam diabeł, dlatego nazywano go kusym, czyli diabelskim. Tego dnia bawiono się do upadłego. Obecnie bardziej popularna jest nazwa śledzik. Wzięła się stąd, że tańce o północy przerywało wejście człowieka w łachmanach. Trzymał on w dłoni rybi szkielet – symbol nadchodzącego postu – i wypędzał z izby tancerzy. Pomagała mu postać przebrana za diabła, która maruderów za karę częstowała słonym śledziem.
Podkurek
Tak więc w kusy wtorek o północy karnawał miał się spotkać z Wielkim Postem. Tańce, obżarstwo i swawole ostatkowe kończyły się z wybiciem zegara. Podawano gościom tzw. podkurek - bo spożywany przed pierwszym pianiem koguta – postny posiłek złożony z jaj, mleka i śledzi. Czasem w półmisku z podkurkiem ukrywano żywego wróbla. Gdy pan domu zdejmował pokrywę - ptak ulatywał. Był to znak, że wraz nim na całe sześć tygodni odlatują sute poczęstunki i zabawy. Wszystkie te zwyczaje oznaczały nie tylko pożegnanie karnawału i wszystkich jego uciech. Symbolizowały również pożegnanie zimy i zbliżanie się przedwiośnia.
Dla gospodyń nadchodził czas na szorowanie popiołem zatłuszczonych garnków...
Dla gospodyń nadchodził czas na szorowanie popiołem zatłuszczonych garnków...
A dzisiaj?
Prawie wszystkie dawne wierzenia,
obrzędy i zabawy zapustne odeszły
w przeszłość. Nieliczne tylko dotrwały
do naszych czasów. Można jeszcze
zobaczyć inscenizacje pochodów
podczas imprez folklorystycznych.
Zachowały się też tradycje zabaw
tanecznych ostatkowych, ale nie
mają one dawnego rozmachu
i swej żywiołowości.
A przecież warto urozmaicić te spotkania
i zabawy zgodnie z ich bogatą tradycją.
Na zabawę śpieszmy, na zabawę śpieszmy, póki czas!
Z Nowym Rokiem szedł karnawał,
Przebieraniem się zabawiał.
W instrumenty przebrał drzewa,
Wiatr w gałęziach pieśni śpiewał.
Przebrał dzieci, spójrzcie sami,
Są Indianie z piratami
I serpentyn widać zwoje,
Są krasnale, są kowboje.
Jest biedronka z muchomorkiem,
Przyszedł także Bolek z Lolkiem,
Sznur korali ma Cyganka,
W stroju z frędzli jest Indianka.
I balony lecą w górę,
Ktoś czerwony ma kapturek,
Jest karnawał, dzieci tańczą,
Gra orkiestra przebierańcom.
Alicja Tarczyńska „W karnawale”