PRIMA APRILIS
ponad 14 lat temu
POŚMIEJ SIĘ RAZEM Z PRZEDSZKOLAKAMI
Skończyła się zima
Nadszedł czas wiosny,
a zatem okres radosny
A, że pierwszy kwiecień mamy,
dlatego psoty wyprawiamy.
Według Słownika mitów i tradycji kultury Władysława Kopalińskiego, prima aprilis, zwany tak od łacińskiego terminu określającego pierwszy kwietnia, jest dniem, w którym tradycyjnie i to już od stuleci oszukujemy się dla żartu, głównie podając fałszywe informacje mające za cel wyprowadzenie kogoś w pole. Może to być interpretowane również dosłownie, gdyż jednym z typowych dowcipów jest zdaniem autora „fałszywa informacja, skłaniająca nabranego do odbycia dłuższej drogi nadaremnie” (ang. send on a fool’s errand, niem. in den April schicken).
Pochodzenie tego obyczaju nie jest do końca ani znane, ani udokumentowane, choć próbowano go wytłumaczyć na wiele sposobów, m.in. jako pozostałość rzymskiego święta Cerealiów, obchodzonego na cześć Cerery (identyfikowanej z grecką boginią Demeter) na początku kwietnia. Według mitu córkę Cerery porwano do podziemnego królestwa zmarłych, zaś szukająca jej matka została zmylona, idąc nie tyle za głosem swego dziecka, co za echem tego głosu, skutkiem czego została wyprowadzona na manowce.
Chrześcijaństwo miałoby kojarzyć prima aprilis z apostołem, który zdradził Chrystusa i wydał go wysłannikom Sanhedrynu, Judaszem z Kariotu, urodzonym prawdopodobnie pierwszego kwietnia, dlatego dzień ów kojarzył się z obłudą, fałszem czy też z inną formą zakłamania.
Inna wersja mówi, że francuski król Karol IX w roku 1564 zadecydował, by świętowano Nowy Rok nie jak dotychczas w Wielkanoc – święcie ruchomym przypadającym około pierwszego kwietnia – lecz pierwszego stycznia. Ta nagła zmiana spowodowała prawdopodobnie takie zamieszanie, że stała się przyczyną wielu dziwnych i zabawnych sytuacji, będących zaczątkiem płatania mniej lub bardziej niewinnych figli w prima aprilis.
W Polsce już w XVI wieku obyczaj prima aprilis był solidnie zakorzeniony. Jak pisał siedemnastowieczny poeta Wacław Potocki (Prima aprilis, 1-4, Ogród, ale nie plewiony):
„Prima aprilis albo najpierwszy dzień kwietnia,
Do rozmaitych żartów moda staroletnia.
Niejeden się nabiega, nacieszy, nasmęci
Po próżnicy, przeto go zawsze mieć w pamięci.”
A od żartów nasi przodkowie nie stronili – poczynając od niewinnych kłamstewek, a kończąc na bardziej dobitnych dowcipach, takich jak podanie gościom nietypowego menu, którego elementem mogły być np. pierogi nadziewane trocinami czy też farszem z gliny.
Obyczaj ten dotarł do Polski z Europy Zachodniej przez Niemcy w epoce nowożytnej. Upowszechnił się w Rzeczypospolitej w XVII w., w podobnej formie, w jakiej występuje do dzisiaj. Pierwszy kwietnia poświęcano opowiadaniu zmyślonych historii, robieniu przeróżnych dowcipów i naigrawaniu się z naiwnych, bądź nieostrożnych ludzi. Dzień ten uważano za niepoważny i starano się nie robić w nim żadnych ważnych rzeczy. Przeświadczenie to przeniknęło nawet do najwyższych kręgów państwowych – przykładowo sojusz antyturecki z Leopoldem I Habsburgiem podpisano 1 kwietnia 1683, ale antydatowano go na 31 marca, aby na dokumencie nie widniała data prima aprilis.
Dzisiaj święto obchodzi się w całej Europie, chociaż nie wszędzie tego samego dnia i pod tą samą nazwą. Hiszpanie robią sobie żarty nieco wcześniej: 28 grudnia w Dzień Świętych Niewiniątek. Anglicy wprawdzie obchodzą to święto 1 kwietnia, ale nazywają je Dniem Głupca. Oryginalni są także Francuzi – prima aprilis to u nich poisson d'avril, co dosłownie znaczy: kwietniowa ryba. Francuskojęzyczny termin poisson d'avril określający pierwszokwietniowy żart wziął się prawdopodobnie z faktu, że dzień ten przypadał często na koniec okresu wielkopostnego, w którym spożywanie mięsa było ściśle zabronione, w związku z czym było one zastępowane rybą.
Inna teoria wiąże tę nazwę z końcem zodiakalnego okresu Ryb, ostatniego zimowego znaku, i wejścia przyrody w wiosenny rozkwit.
Porzucając jednak bardziej czy mniej wiarygodne interpretacje, nie zapominajmy o tym, że obecny poisson d’avril w Belgii, to oprócz mniej czy bardziej śmiesznych kawałów, naklejona komuś na plecy etykietka w postaci ryby, co może nie jest zbyt wyrafinowane, ale zwykle cieszy nie tylko naszych milusińskich.
Oto kilka przykładów primaaprilisowych żartów znalezionych w Internecie:
- w 1957 r. BBC wyemitowała audycję ukazującą szwajcarskie drzewo, na którym rosło spaghetti. Po programie wielu telewidzów telefonowało do redakcji, aby dowiedzieć się, jak takie drzewo wyhodować;
- w 1962 r. w dysponującej wówczas jedynie czarno-białą telewizją Szwecji, w prima aprilis „ekspert” ogłosił na antenie, że widzowie mogą uzyskać kolorowy obraz, zakładając na odbiornik nylonową pończochę;
- w 1976 r. znany brytyjski astronom Patrick Moore oznajmił w radiu, że dokładnie o godzinie 9.47 rano nastąpi jedyne w swoim rodzaju zjawisko – wyjątkowy układ planet miał spowodować zmniejszenie siły przyciągania. Moore powiedział słuchaczom, że jeśli podskoczą w tym momencie, będą się przez chwilę unosić w powietrzu. Po audycji do radia zadzwoniły setki osób potwierdzając, że udało im się unieść;
- w 1977 r. dziennik The Guardian opublikował siedmiostronicowy dodatek z okazji jubileuszu San Seriffe, małej wyspiarskiej republiki, która nigdy w rzeczywistości nie istniała;
- w 1995 r. magazyn Discovery napisał, że znanemu biologowi Aprile Pazzo (po włosku „kwietniowy dureń”) udało się odkryć nowy gatunek zwierząt na Arktyce: gorącogłowe, nagie świdry lodowe, które miały być używane do polowania na pingwiny;
- w 1998 r. jeden ze znanych koncernów fast food zamieścił reklamy, w których ogłosił wprowadzenie na rynek burgera dla leworęcznych. O nowy specjał prosiły tysiące klientów!
I jeszcze jedna swojska anegdota: Kilka lat temu w gdańskim wydaniu Panoramy podano wiadomość, że kierowcy mają obowiązek wożenia na przedniej szybie samochodu swojego dowodu osobistego. Wiele osób dało się nabrać.
Być może wydaje nam się to wszystko absurdalne, gdyż żyjemy w niezwykle racjonalnej epoce. Sama jednak muszę przyznać, że w ubiegłym roku przez chwilę się przeraziłam, gdy belgijski dziennik telewizyjny przedstawił na pierwszego kwietnia bardzo realistyczny reportaż o wprowadzeniu nowego podatku od... barbecue.
Bądźmy czujni, bo wbrew pozorom, łatwo jest się dać nabić w butelkę, i nie lekceważmy starego powiedzenia: „Prima aprilis – uważaj, bo się pomylisz!”.
Prima aprilis nie czytaj bo się omylisz !
Choć się omylisz to nic nie szkodzi,
kto kogo lubi to go i zwodzi !
Siedmioletni chłopczyk spaceruje sobie chodnikiem w drodze do szkoły.
Podjeżdża samochód. Kierowca odsuwa szybkę i mówi :
- Wsiadaj do środka to dam Ci 10 złotych i lizaka !
Chłopczyk nie reaguje i przyspiesza kroku. Samochód powoli toczy się za nim. Znowu się zatrzymuje przy krawężniku ...
- No wsiadaj! Dam Ci 20 złotych, lizaka i chipsy !
Chłopczyk ponownie kręci głową i przyspiesza kroku .... Samochód nadal powoli jedzie za nim. Znowu się zatrzymuje ..
- No nie bądź taki ... wsiadaj ! Moja ostatnia oferta - 50 złotych,
chipsy, cola i pudełko chupa-chups !
- Oj odczep się Tato! Kupiłeś Matiza to musisz z tym żyć .
Podjeżdża samochód. Kierowca odsuwa szybkę i mówi :
- Wsiadaj do środka to dam Ci 10 złotych i lizaka !
Chłopczyk nie reaguje i przyspiesza kroku. Samochód powoli toczy się za nim. Znowu się zatrzymuje przy krawężniku ...
- No wsiadaj! Dam Ci 20 złotych, lizaka i chipsy !
Chłopczyk ponownie kręci głową i przyspiesza kroku .... Samochód nadal powoli jedzie za nim. Znowu się zatrzymuje ..
- No nie bądź taki ... wsiadaj ! Moja ostatnia oferta - 50 złotych,
chipsy, cola i pudełko chupa-chups !
- Oj odczep się Tato! Kupiłeś Matiza to musisz z tym żyć .
Synek pyta: - Tato, dlaczego wszystkie bajki kończą się ślubem? Ojciec wzdycha: - Bo po ślubie kończy się bajka...
Ojciec chciał oglądać mecz w TV, ale mu małe dziecko za bardzo przeszkadzało, więc zaprowadził je do jego pokoju, włączył adapter (taki jeszcze na czarne płyty), założył mu słuchawki na uszy i "puścił" bajkę.
Po jakimś czasie słyszy dziwne odgłosy dobiegające z pokoju malca:
"BUM BUM BUM ..."
Ale że mu się ruszyć nie chciało, więc oglądał mecz dalej.
Po jakimś czasie znowu słyszy coraz głośniejsze:
"BUM BUM BUM ...."
Więc postanowił jednak sprawdzić co się tam wyprawia.
Otwiera drzwi i widzi malucha ze słuchawkami na uszach, walącego głową w ścianę i powtarzającego ciągle :
- Chcę! Chcę! Chcę! Chcę! Chcę! Chcę! ......
Ojciec zdejmuje mu słuchawki, zakłada je na uszy a tam:
Chcesz? Opowiem ci bajeczkę...
Chcesz? Opowiem ci bajeczkę...
Chcesz? Opowiem ci bajeczkę...
Po jakimś czasie słyszy dziwne odgłosy dobiegające z pokoju malca:
"BUM BUM BUM ..."
Ale że mu się ruszyć nie chciało, więc oglądał mecz dalej.
Po jakimś czasie znowu słyszy coraz głośniejsze:
"BUM BUM BUM ...."
Więc postanowił jednak sprawdzić co się tam wyprawia.
Otwiera drzwi i widzi malucha ze słuchawkami na uszach, walącego głową w ścianę i powtarzającego ciągle :
- Chcę! Chcę! Chcę! Chcę! Chcę! Chcę! ......
Ojciec zdejmuje mu słuchawki, zakłada je na uszy a tam:
Chcesz? Opowiem ci bajeczkę...
Chcesz? Opowiem ci bajeczkę...
Chcesz? Opowiem ci bajeczkę...
Jeden przedszkolak mówi do drugiego:
- U mnie modlimy się przed każdym posiłkiem.
- U mnie nie. Moja mama bardzo dobrze gotuje.
- U mnie modlimy się przed każdym posiłkiem.
- U mnie nie. Moja mama bardzo dobrze gotuje.
W przedszkolu Jasiu siedzi na nocniczku i płacze.
- Dlaczego płaczesz? - pyta pani wychowawczyni
- Bo pani Zosia powiedziała, że jak ktoś nie zrobi kupki to nie
pójdzie na spacer.
- I co? Nie możesz zrobić...
- Ja zrobiłem, ale Wojtek mi ukradł
- Dlaczego płaczesz? - pyta pani wychowawczyni
- Bo pani Zosia powiedziała, że jak ktoś nie zrobi kupki to nie
pójdzie na spacer.
- I co? Nie możesz zrobić...
- Ja zrobiłem, ale Wojtek mi ukradł
Jest ojciec?
- Jest. - odpowiada szeptem dziecko.
- To poproś go.
- Nie mogę. - szepcze dziecko.
- Dlaczego?
- Bo jest zajęty. - szepcze dalej.
- A mama jest?
- Jest.
- To poproś mamę.
- Nie mogę. Też jest zajęta.
- A czy oprócz mamy i taty jest jeszcze ktoś w domu?
- Tak, policja. - potwierdza nadal szeptem maluch.
- No to poproś pana policjanta.
- Nie mogę, jest zajęty.
- Czy jeszcze ktoś jest w domu?
- Straż pożarna, ale pan strażak też jest zajęty.
- Powiedz mi dziecko, co oni wszyscy robią u was w domu?
- Szukają.
- Kogo?
- Mnie...
- Jest. - odpowiada szeptem dziecko.
- To poproś go.
- Nie mogę. - szepcze dziecko.
- Dlaczego?
- Bo jest zajęty. - szepcze dalej.
- A mama jest?
- Jest.
- To poproś mamę.
- Nie mogę. Też jest zajęta.
- A czy oprócz mamy i taty jest jeszcze ktoś w domu?
- Tak, policja. - potwierdza nadal szeptem maluch.
- No to poproś pana policjanta.
- Nie mogę, jest zajęty.
- Czy jeszcze ktoś jest w domu?
- Straż pożarna, ale pan strażak też jest zajęty.
- Powiedz mi dziecko, co oni wszyscy robią u was w domu?
- Szukają.
- Kogo?
- Mnie...
Tatusiu, jak byłeś mały, to też dostawałeś od swojego taty lanie?
- No pewnie!
- A dziadek od swojego taty?
- Oczywiście!
- A pradziadek?
- Też! Ale dlaczego pytasz?
- Bo chciałbym się w końcu dowiedzieć, kto zaczął...
- No pewnie!
- A dziadek od swojego taty?
- Oczywiście!
- A pradziadek?
- Też! Ale dlaczego pytasz?
- Bo chciałbym się w końcu dowiedzieć, kto zaczął...
Mała dziewczynka stoi na ulicy i płacze, ludzie ją pytają:
- dlaczego płaczesz?
- bo się zgubiłam,
- a jak się nazywasz?
- nie wiem
- a jak się nazywa twoja mama?
- nie wiem
- a swój adres znasz?
- tak: wu-wu-wu-kropka-basia-kropka-pe-el
- dlaczego płaczesz?
- bo się zgubiłam,
- a jak się nazywasz?
- nie wiem
- a jak się nazywa twoja mama?
- nie wiem
- a swój adres znasz?
- tak: wu-wu-wu-kropka-basia-kropka-pe-el
Pani przedszkolanka pomaga dziecku założyć wysokie, zimowe butki.
Szarpie się, męczy, ciągnie...
- No, weszły!
Spocona siedzi na podłodze, dziecko mówi:
- Ale mam buciki odwrotnie...
Pani patrzy, faktycznie!
No to je ściągają, mordują się, sapią... Uuuf, zeszły!
Wciągają je znowu, sapią, ciągną, ale nie chcą wejść... Uuuf, weszły!
Pani siedzi, dyszy a dziecko mówi:
- Ale to nie moje buciki...
Pani niebezpiecznie zwężały się oczy. Odczekała i znowu szarpie się z
butami... Zeszły!
Na to dziecko:
...bo to są buciki mojego brata ale mama kazała mi je nosić.
Pani zacisnęła ręce mocno na szafce, odczekała aż przestaną jej się
trząść,
i znowu pomaga dziecku wciągnąć buty.
Wciągają, wciągają ..... weszły!.
- No dobrze - mówi wykończona pani - a gdzie masz rękawiczki?
- W bucikach
Szarpie się, męczy, ciągnie...
- No, weszły!
Spocona siedzi na podłodze, dziecko mówi:
- Ale mam buciki odwrotnie...
Pani patrzy, faktycznie!
No to je ściągają, mordują się, sapią... Uuuf, zeszły!
Wciągają je znowu, sapią, ciągną, ale nie chcą wejść... Uuuf, weszły!
Pani siedzi, dyszy a dziecko mówi:
- Ale to nie moje buciki...
Pani niebezpiecznie zwężały się oczy. Odczekała i znowu szarpie się z
butami... Zeszły!
Na to dziecko:
...bo to są buciki mojego brata ale mama kazała mi je nosić.
Pani zacisnęła ręce mocno na szafce, odczekała aż przestaną jej się
trząść,
i znowu pomaga dziecku wciągnąć buty.
Wciągają, wciągają ..... weszły!.
- No dobrze - mówi wykończona pani - a gdzie masz rękawiczki?
- W bucikach
Ojciec piątki dzieci wygrał zabawkę w loterii. Zawołał swoje dzieciaki i spytał, które z nich powinno otrzymać prezent:
- Kto jest najbardziej posłuszny? - spytał - Kto nigdy nie pyskuje mamie? Kto robi wszystko, co każe?
Pięć głosików odpowiedziało jednocześnie:
- Dobra, tato, możesz zatrzymać zabawkę.
- Kto jest najbardziej posłuszny? - spytał - Kto nigdy nie pyskuje mamie? Kto robi wszystko, co każe?
Pięć głosików odpowiedziało jednocześnie:
- Dobra, tato, możesz zatrzymać zabawkę.
- Mamo... kup mi małpkę. Proszę!
- A czym Ty ją będziesz karmił synku?
- Kup mi taką z Zoo, ich nie wolno karmić.
- A czym Ty ją będziesz karmił synku?
- Kup mi taką z Zoo, ich nie wolno karmić.
Kowalska musiała ostatnio przyznać, że efekty wychowania jej pięcioletniego syna przekroczyły jej najśmielsze oczekiwania. Na zakupach w Tesco mały się zgubił. Wtedy usłyszała przez megafon:
"Piotruś Nieruszaj szuka mamy, powtarzam..."
"Piotruś Nieruszaj szuka mamy, powtarzam..."
Mama woła dziecko na podwórku:
- Jaaaaaaaaaaaaaasiu do dooooomu!
- A co? Spać mi się chce?
- Nie! Głodny jesteś!
- Jaaaaaaaaaaaaaasiu do dooooomu!
- A co? Spać mi się chce?
- Nie! Głodny jesteś!
- Mamusiu, mamusiu! Kup mi szczeniaczka!
- Nie. Jeszcze ci myszki nie zdechły.
- Nie. Jeszcze ci myszki nie zdechły.
Romuś słyszał rodzinną legendę, że jego ojciec, dziadek, a nawet pradziadek w dniu swoich urodzin chodzili po pobliskim jeziorze, jak Jezus bez mała. Postanowiwszy przekonać się o jej prawdziwości w swoim przypadku, wypłynął w dniu swoich urodzin łódką na środek jeziora - przełożył nogi przez burtę ... i omal się nie utopił.
- Romuś - westchnęła babcia, kiedy go przywieziono do domu - twój ojciec i - świeć panie nad ich duszami - dziadek i pradziadek, urodzili się w styczniu, ty - w lipcu.
- Romuś - westchnęła babcia, kiedy go przywieziono do domu - twój ojciec i - świeć panie nad ich duszami - dziadek i pradziadek, urodzili się w styczniu, ty - w lipcu.